Usłyszałam piszczenie. Stuliłam uszy i podeszłam. Odgarnęłam krzaki. I wrzasnęłam; ujrzałam małą, rudą kuleczkę. Na jednej z jej łapek była zaciśnięta żelazna obręcz, a futerko było poczerwieniałe. Maluch musiał się naszarpać. Aktualnie prawie zasypiał, był wyczerpany. Delikatnie rozwarłam sidła i wyjęłam z nich poszkodowańca.
,,Szczęście, że szłam zapolować na kury"-pomyślałam i zgarnęłam delikatnie liska w zęby. Pognałam do siebie. Była tam tylko Mer.
-Gabrielle? Co to? Lisek?
-Tak. Wpadła we wnyki. Pomóż mi ją opatrzeć-powiedziałam, stawiając wodę nad ogniem. Mystery podała mi starte zioła na kawałku skóry. Zamoczyłam je w ciepłej wodzie i przyłożyłam do rany. Rozległ się pisk, a lisek mocno się wyrwał.
-Przytrzymaj ją, muszę jej zrobić opatrunek.
Zawiązałam kawałek futra wokół łapki. Zrobiłam jej małe legowisko na krańcu skały, na której spałam a i Solu. Lisiczka popatrzyła na mnie i przycisnęła pyszczek do łapy, która poprawiała jej futerko.
-Nazwę cię Meria-postanowiłam i pogłaskałam ją delikatnie po łebku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz