Kolejna okazała się porażką. "Tak trudno znaleźć porządną watahę" -
powiedział Ax, tym razem kos. No nic, może ta następna okaże się ciekawa.
Szłam nad starym korytem rzeki pomiędzy drzewami, które jeżeli dobrze
rozpoznawałam były grabami i wiązami. Nagle usłyszałam cichy szelest
pode mną. Bez wahania skoczyłam w tamtą stronę. Wpadłam na jakąś kupę
szaroburego futra. Po zapachu poznałam, że to bez wątpienia wilk,
basior. Nie miałam czasu mu się przyglądać, bo od razu potoczyliśmy się w
dół rzecznego koryta. Kiedy spadliśmy siła z którą uderzyliśmy
sprawiła, że się odbiliśmy i oboje wylądowaliśmy jakieś trzy metry od
siebie. Czułam ból w lewej przedniej łapie i strasznie kręciło mi się w
głowie. Mimo to szybko wstałam. Łapa nieco krwawiła, ale chyba nie była
złamana.
- Coś ty za jedna? - zapytał basior. Wstał, ale było widać, że nie może pozbierać myśli i chyba widzi podwójnie.
- Zwę się Tseze.
- Co tu robisz? Wiesz, że jesteś na terenie watahy?
- Wataha? Jak miło. Właśnie szukam takiej do której mogę dołączyć.
- Nie jestem pewien czy do tej możesz.
- Zaprowadź mnie do alfy i tyle. Ale nie przedstawiłeś mi się - powiedziałam z udawanym wyrzutem.
- Iberis - powiedział. Chyba było mu lepiej.
- No to poprowadzisz mnie do alf?
<Iberis?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz