-Chodźmy do mnie. Meria siedzi sama.
-A Meria jest teraz niebieska, nie ruda!-wykrzyknęła Mile, podskakując tak, że jej wisiorek z trawy zaczepił się o jej nos. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem.
-Co?
-Jest ładniejsza!-dołączyła się Kiere- użyłyśmy barwinków!
Moje oczy się rozszerzyły.
-Pomalowałyście moją lisicę na NIEBIESKO? Barwnikiem z barwinków?!
-Yy... No tak... Tata dał ci niedawno bransoletkę z kwiatków i były niebieskie, i ci się podobały, i pomyślałyśmy, że Meria będzie...
Nie zdążyła dokończyć, bo złapałam ją i Kiere w zęby, za skórę na karku, i pognałam do jaskini. Gdy postawiłam maluchy na ziemi i omiotłam wzrokiem cały pokó, dostrzegłam...
-Meria?!
Chwyciłam łapą lisiczkę i podniosłam ją w górę. Była niebieska, z lekkimi odcieniami fioletu. Niektóre obszary były niepofarbowane i prześwitywała przez nie ruda sierść. Wyrwałam moją pupilkę ze snu, więc gdy się rozbudziła, zaczęła miotać się w mojej łapie, pragnąc powrócić do ciepłego posłanka.
<Blusji?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz