- Nanede. Jeśli się nie zamkniesz, obiecuję, że osobiście rozszarpię cię
tymi kłami - mówiąc to, Ireth wyszczerzyła swoje zęby w przeciągłym
warknięciu.
- Proszę bardzo - Nań zmrużyła oczy. - Skróci mi to męczarnię.
- Ostrożniej dobieraj słowa, siostra.
Przewróciłem tylko oczami, jak to mam w zwyczaju po tylu miesiącach sam
na sam z nimi. I dalej szedłbym w milczeniu, gdyby nie dotarł do mnie
zapach...
- Hej! - Krzyknąłem, przerywając kłótnię. Obie pary oczu zwróciły się ku mnie. - Tu nie jesteśmy sami...
Ireth uniosła łeb, pociągając nosem. Pokiwała głową.
- Inne wilki - mruknęła.
Słońce nieprzyjemnie przypiekało sierść, nawet wśród drzew trudno było o
schronienie, a co dopiero mówić o otwartej przestrzeni. Szliśmy przez
sam środek olbrzymiej łąki, otoczeni jedynie trawą i makami. Ostry
zapach, świadczący o obecności watahy, dobitnie dobierał się mi do nosa.
- Po prostu idźmy dalej - zaproponowała Nanede. - Na pewno...
- Sza! - Ireth uciszyła ją łapą. - Tam ktoś jest.
Skierowałem spojrzenie w kierunku, w który patrzyła. Rzeczywiście, po
zielonym pagórku pędził ku nam kształt. Bardziej skupiłem się na tym
miejscu, a gdy zawiał wiatr, przestałem mieć wątpliwości. Wilk. Biały,
był coraz bliżej. Odruchowo uformowaliśmy szyk, obniżając głowy, gotowi
do ataku. Wilczyca, jak się okazało, stanęła naprzeciw nam i również
pokazała zęby. Przeleciała po każdym nas swoim zielonookim spojrzeniem.
- Kim jesteście? - Warknęła.
- Co ci do tego? - Ireth miała minę, jakby chciała ją rozszarpać. Tu i teraz, bez większego powodu.
- Znajdujecie się na naszych terenach, mam prawo wiedzieć - trudno było
rozpoznać zamiary samicy. Póki co wyglądała w miarę spokojnie, ale coś
podpowiadało mi, że jeszcze chwila, a sama rozpocznie walkę.
Ireth już otworzyła pysk, żeby coś powiedzieć, ale jej przerwałem, kiedy skojarzyłem fakty:
- Naszych? Jest was więcej?
- I to dużo więcej. Wataha Sierpu Księżyca.
Rzuciłem Ir ostrzegawcze spojrzenie. Nie mieliśmy szans walczyć przeciw Watasze.
- Wybacz więc - przybrałem bardziej potulną pozycję. Nan poszła w moje
ślady. Tylko jedna została w bojowym nastroju. - Nie szukamy kłopotów,
już się wynosimy.
Wadera wyglądała na całkiem zdziwioną moją reakcją. Po chwili zastanowienia odezwała się ponownie:
- Jeśli szukacie miejsca na dłużej, możecie zostać. Nawet... na stałe.
Spojrzałem na resztę. Nan uśmiechnęła się, ledwo zauważalnie kiwnęła
głową. Co innego jej siostra, która jedynie łypnęła na mnie nic
nieznaczącym spojrzeniem i nadal obrzucała obcą wzrokiem mówiącym
"zabiję". Cała Ir.
- Tak - odpowiedziałem w imieniu reszty, na co odpowiedziało mi pełne
dezaprobaty westchnięcie Ireth - tak, szukamy miejsca na stałe. Jestem
Forte - wystąpiłem do przodu. - A to moje siostry, Ireth i Nanede. Co
możesz nam powiedzieć na temat watahy i... siebie?
Mystery?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz