- No chodź tu! To bez sensu! Nie dasz rady! - krzyczał za mną dawny znajomy
- Tak? Zobaczymy! - wydarłam się z pewnością w głosie, mimo, że w głębi
serca sama nie wierzyłam w to, że ucieknę. Ale musiałam, musiałam się
ratować. Kto wie co ten wredny typ zrobiłby mi tym razem... "Jeszcze
tylko trochę Claire. Widzisz tamto jezioro? On nie umie pływać
pamiętasz? Dasz radę" mówiła moja podświadomość. To pozwoliło mi na
jeszcze szybszy sprint. Leciałam przez las, parę razy się potknęłam...
Zbiornik wodny jakby się oddalał, a mój wróg, co za ironia, zbliżał.
Prawie czułam jego oddech na grzbiecie... musiałam przyspieszyć jeszcze
bardziej. Zamknęłam oczy, modląc się by na mojej drodze nie zjawiło się
nagle jakieś drzewo. Pochyliłam łeb w dół i położyłam uszy, żeby
zwiększyć aerodynamikę i pędziłam na łeb na szyję. Po paru chwilach
poczułam wilgoć na łapach, a potem... potem w coś uderzyłam. Kiedy
otworzyłam oczy okazało się, że to była inna wilczyca.
- Przepraszam! Nie chciałam... ja tylko uciekam... mogłabym się gdzieś
schować? - mówiłam dość chaotycznie bojąc się o to, że wadera mnie nie
zrozumie, ale ona od razu zaproponowała mi swoją watahę. Była samicą
Alfa - Gabrielle. Po przyjęciu mnie podziękowałam i poszłam popływać do
pierwszego lepszego jeziorka. Uwielbiam wodę. Po jakiś 2 godzinach, gdy
prawie zasypiałam ktoś wskoczył koło mnie i zalał mi oczy.
- Ej! Uważaj trochę... kim jesteś? - spytałam
<ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz