Stałem sobie nad rzeką i brodziłem w preźroczystej wodzie. Myślałem o Asunie i o tym, że muszę ją opuścić.
-Aaron? - usłyszałem głos za sobą. To imię głęboko wyryte w moim umyśle
sprawiło, że zapomniałem o całym świecie. Powoli się odwróciłem, jakbym
liczył, że pomiędzy drzewami zobaczę brata.
-Aaron, to ty? - głos należał do ślcznej wadery, która wyłoniła się zza pni. Mocniej zabiło mi serce, czy to nie przypadek?
-Aaron, wariacie! Poszedłeś za mną?! - krzyknęła uradowana i nim
zdążyłem zareagować, rzuciła mi się na szyję. - Tęskniłam - wyszeptała i
wtuliła się jeszcze mocniej.
-Aaasch - zdołałem wyjąkać wciąż wstrząśnięty. - Ja nie...Asch.
-Co.... - wadera chyba zrozumiała czemu nie odwzajemniam uścisku, bo
oderwała się ode mnie i przeszyła mnie wzrokiem. - Nie jesteś Aaronem? -
zaczerwieniła się.
-Aaron to mój brat! - wykrzyknąłem podekscytowany i tym razem ja zacząłem ją przytulać i skakać z radośći. - On żyje!
<Ti-enne?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz