Schowałyśmy się za krzakami,
obserwująca resztki pobliskiego stada karibu. Tylko one nie wyniosły
się z naszych terenów. Związku z tym, wszyskie wilki stopniowo
wymordowywały zwierzęta. Wypatrzyłam wielkiego samca. Wymyśliłam
strategię. Anabeth popędziła by go od tyłu, gruząc w nogi i
brzuch. Parę sekund po akcji Anabeth, wyskoczyłabym na szyję
renifera. Ann musiałaby się jednak pełnomocnie skupić. W
odpowiednim momencie, musiałaby poganić go od lewej strony i
skoczyć z całą siłą, aby powalić karibu.
-Anabeth-szepnęłam do niej. Nie
zwróciła na mnie uwagi.-Anabeth!
-Yy... co?
Wytłumaczyłam jej strategię. Zaniepokoił mnie jej nieobecny wzrok. Kiwnęła jednak głową, co oznaczało, że chyba przyjęła wszystko do świadomości. Patrzyłyśmy dalej. W końcu nadszedł moment...
-Już-dałam jej znak. Wadera miała trochę opóźniony zapłon, ale mimo tego, polowanie zapowiadało się dobrze. Ann radziła sobie nieźle. Pogoniła go ku mnie. Skoczyłam. Ren zachwiał się, ale biegł dalej. Moja partnerka miała go powalić, ale... nadla poganiał ofiarę. Gryząc coraz bardziej. Zwierzę było coraz bardziej spanikowane. Nie mogłam się puścić, stratowałby mnie. Bełkotałam do Ann, próbowałam jej podpowiedzieć, jednak nic nie było słychać, przez ryki umierającego karibu. W końcu wadera trafiła w czuły brzuch renifera. Zwierzę zawyło i machnęło łbem. Puśviłam się, szczęki mnie bolały od utrzymywania własnego ciężaru ciała na rozwierzganej bestii. Leciałam. Zamknęłam oczy. Nagle uderzyłam z całym impetem w kamienną ścianę, obok której przebiegała zwierzyna. Poczułam okropny ból w głowie i na całym ciele. Osunęłam się po skale. Nie mogłam się ruszyć. Czaszka mi pulsowała, bo uderzyłam nią naprawdę mocno. Starałam się nie zemdleć. Leżałam, nie mogąc nawet podnieść łapy. Obraz mi falował przed oczmi. Zrozumiałam z trudem co się stało. Anabeth nie była skupiona. Ale czemu? Każdy oddech bolał. Było coraz gorzej.
<Anabeth? Co ze mną zrobiłaś,
jesteś uzdrowicielką?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz