Julia nie miała okazji na porządne wybieganie się po tej wędrówce. Nawet
nie zdążyłam wybudować jej przyzwoitego padoku. W dodatku jeszcze powinien
być większy, bo musi się tam pomieścić Aqua Euphorii. No i
jeszcze jeden dodatkowy-dla Geronimo. Bo jakoś nie widzi mi się wychowywanie młodych źrebiąt. Wystarczą mi młode Dektyt, które szybko podrastają. No właśnie, jeszcze woilera!
Oparłam głowę na łapach. Tyle pracy, która została w poprzednich terenach. Trzeba będzie sforsować Euphorię do pomocy. Raczej powinna mi pomóc przy padokach-w końcu leż to też w jej interesie.
Chwyciłam sokole pióro i zapisałam coś na pergaminie. Przejrzałam obliczenia i notatki od samej góry do dołu i, szczerze mówiąc, trochę się załamałam kosztami i nakładem pracy, jaką trzeba by w to wszystko włożyć.
-Nie-stwierdziłam, ciskając pióro na pergamin. Wstałam, zgarnęłam czaprak, ogłowie i siodło i jak burza wypadłam z mojego domu. Najszybciej jak tylko mogłam pognałam za jaskinie, gdzie przywiązana stała Julia. Podniosła wdzięczną głowę, stawiając uszy.
-Cześć mała-powiedziałam, zdyszana, kładąc ekwipunek a kamieniu koło konia. Strzepnęłam z jej grzbietu resztki śniegu i postarałam się ją miarę doprowadzić do ładu. Najtrudniej było jej wcisnąć wędzidło-zadzierała głowę i kładła uszy. Mimo tego, jakoś udało mi się po chwili usiąść wygodnie w siodle na jej grzbiecie. Poprawiłam popręg i strzemiona, a Julia niecierpliwie potrząsała głową.
-No dobra Mała, czas się rozgrzać-powiedziałam, zacierając łapy z zimna. Spięłam lekko klacz i ruszyłyśmy stępem, klucząc między ośnieżonymi drzewami.
Mój oddech zmieniał się w parę, a przez wiatr nie mogłam normalnie widzieć. Gdy zjechałyśmy ze zbocza, ścieżka się wyrównała, więc uznałam, że możemy przejść do kłusa. Mocniejszy chód rozgrzał nas obie. Poszycie lasu było ubogie, bo wszystko uschło i poumierało. Żałowałam, że nie mam okazji pospędzać czasu w tych lasach wiosną.
Klacz zaczęła coraz bardziej napierać na wędzidło i szarpać głową. Mimo jej rozochocenia nie miałam zamiaru jej popuścić, bo nie czułam się pewnie na tym szlaku. Było tam mnóstwo wystających kamieni i powalonych kłód. Julia jest jeszcze młoda i nie chciałam jej narażać.
Wyjechałyśmy na drogę przy Jeziorze Szmaragdowej Toni, była prosta jak drzewie strzały, więc stwierdziłam, że nie będę jej już więcej męczyć. Popuściłam wodze i wyprostowałam się wygodnie. Nawet nie musiałam jej ponaglić. Julia skoczyła w przód, prując przez zimowe powietrze. Jej nogi poruszały się szybko, a głowa kiwała w takt. Galop był szybki i płynny, ale stawał się coraz bardziej żywiołowy i energiczny. Ściągnęłam nieco wodze, przygotowując się do zatrzymania klaczy przy dużym głazie, który był idealnym miejscem na kąpiel słoneczną w lato. Klacz niechętnie przeszła w kłus, a potem w stęp. Zatrzymała się, parskając i niecierpliwie grzebiąc kopytem w ziemi. Poklepałam ją z zadowoleniem i zeszłam z jej grzbietu. Wodze przywiązałam do gałęzi pobliskiego drzewa i zanurzyłam się w las.
Po chwili wróciłam, targając kilka sporych kłód i patyków. Ubezpieczyłam przeszkody sporymi kamieniami i dokładnie sprawdziłam stabilność. Julia stała i z wyraźnym zainteresowaniem oglądała moje starania.
Stanęłam przy końcu i podziwiałam swoje dzieło. Miałam nadzieję, że posłuży nie tylko mi i Julce, ale również innym koniom i ich jeźdźcom, jak na przykład Euphorii i Aqua oraz Geronimo.
XxX
Stanęłyśmy na samym początku toru. Julia nerwowo postępowała z nogi na nogę i dreptała w koło, podstawiając pod siebie tylne kopyta. Jej podekscytowanie mi się udzieliło i nie kazałam nam czekać. Klacz ruszyła przed siebie z ostrym i niepowstrzymanym zamiarem przeskoczenia kłód, nie zważając
na moją obecność na jej grzbiecie.
-Julia, nie!-skręciłam nią w ostatniej chwili. Klacz zamachała głową z poirytowaniem- podejście ma być bezpieczne i spokojne! Nie będziemy skakać, dopóki nie podejdziesz z równowagą!
Wróciłam konia na początek parkuru.
xXx
Parę podejść później, Julia wreszcie się uspokoiła i pozwoliłam jej przeskoczyć. Klacz była zrezygnowana i poirytowana, ale odzyskała wigor po pierwszej rundzie skoków.
Opadła na ziemię po ostatnim skoku, mocno dysząc i parskając. Ziemia między przeszkodami była mocno udeptana i pokryta błotem ze śniegu. Poklepałam klacz po napiętej szyi, postanawiając dać jej nieco spokoju. Zeszłam, poluzowałam Julii popręg i podciągnęłam strzemiona. Opadłam na ziemię bez sił, opierając się o drzewo. Klacz również wyglądała na wykończoną.
Dźwignęłam się z ziemi, chwytając za wodze. Szczerze mówiąc, marzyłam tylko o powrocie do jaskini i zakopaniu się w futrach.
xXx
Okryłam Julię dodatkowym futrem, bo była mocno zgrzana i nie chciałam, żeby się wyziębiła na mrozie.
-Do listy dodatkowo dodam stajnię-mruknęłam, wlokąc się ze zmęczeniem do jaskini.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz