-Hej, ej, spokojnie kici mordko. Nawet jakbym chciał, to nie mógłbym być twoją matką. Wiesz, nie ta płeć-odrzekłem, podchodząc do wody.
-Nie nazywaj mnie tak.
-Wo, dlaczego? Bo poderżniesz mi gardło? A może znów mi czymś zagrozisz, tak, że zdechnę ze śmiechu?-burknąłem, patrząc na nią.
-Jak śmiesz!-rzuciła się na mnie, przygważdżając mnie do ziemi. Jej wyszczerzone, białe zęby tkwiły tuż przed moim nosem.
-Hej, ej, wiesz, że gdyby nie ta łapa, to bym cię sprał, za podskakiwanie do starszych, nie? Ale, niestety, Boża nieopatrzność uratowała twój tyłek. Niemniej jednak, nie dam się dwa razy złapać na to samo.
Podkurczyłem nogi, tak, że opierały się na brzuchu wadery. Spojrzała na mnie zdziwiona, ale zanim zdążyła odskoczyć, wyprostowałem łapy. Blusji fiknęła koziołka i wylądowała w lodowatym strumieniu. Na szczęście dla niej ( i dla mnie) nie był rwący.
-Nie wiem jak ty, ale ja twierdzę, że jest za zimno na kąpiel-powiedziałem, i miałem zamiar odejść do swojej przytulnej, ciepłej jaskini.
<Blusji? Oh, moja droga Gabrielle, przecież ty mnie znasz i wiesz, że ja lubię bagna :3>
No, znam cię, niestety aż za dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz