Nie zwracając uwagi na płaczącą waderę zacząłem wyć w niebo. Oszalałe z
radości serce tłukło mi się w piersi. Zamknąłem oczy i wypuściłem macki
swojego umysłu daleko poza moje ciało. Poczułem wzruszoną Ti-enne, ale
dalej, kilka kilometrów od nas poruszał się jakiś obiekt. Tak to był on.
Wreszcie go znalazłem. Aaron poczuł, że dotykam jego umysłu i zaraz
usłyszałem jego myśli. Nasza telepatia znów działała bez zarzutu.
-Gdzie ty się włóczysz - zaśmiałem się. Szczęśliwszy czułem się chyba tylko z Asuną.
-Asch....ty frajerze znowu mnie znalazłeś? Już myślałem, że będę miał spokój - wyczułem jego podniecenie i radość.
-Nie poradziłbyś sobie beze mnie, przyznaj się! - pomyślałem, a Wielki A tylko zaśmiał się kpiąco.
-Tak, usychałem z tęsknoty - usłyszałem jego głos w mojej głowie.
-Mam ci tyle do powiedzenia braciszku....- rozczuliłem się.
-Ej! Co ty? Rozklejasz się? Baba!
-Wieczny macho, wieczny twardziel..
-Wielki A - dokończyliśmy wspólnie.
-Dobrze, że jesteś - usłyszałem. Otworzyłem oczy. Przede mną stał Aaron.
Żywy, materialny, nie stworzony przez moją wyobraźnię. Prawdziwy.
Wydawał się jednak tak delikatny, tak niesamowicie osobliwy, jakby nie
miał prawa istnieć.
Podszedłem do niego i objęliśmy się. Znów byliśmy braćmi, razem. W końcu
Aaron odkleił się ode mnie i odwrócił głowę w kierunku Ti. Wstrzymałem
oddech niepewny jak będzie wyglądało ich przywitanie.
<Ti-enne?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz