Siedziałam na drzewie, Dektyt zacisnęła pazury na mojej łapie. Położyłam palec na jej dziobie, poprawiając rzemyk na jej dziobie. Wadera chyba nas zauważyła, ale zniknęłam z gałęzi. Odeszła niepewnym krokiem, a ja podążyłam jej śladem. Raz po raz oglądała się za siebie. W końcu ją wyprzedziłam, jednym ruchem ściągnęłam pasek skóry z jej dzioba i gwizdnęłam cicho kierując ją w stronę wadery.
Wzbiła się, młócąc skrzydłami powietrze i po chwili wczepiła się w skórę zaskoczonego wilka.
-Ha!-zeskoczyłam w geście triumfu z gałęzi. Podeszłam do ptaka i dałam jej znak, żeby puściła skórę wilczycy. Sokolica wdrapała się niepewnie na moją łapę.
-Kim jesteś?-usłyszałam.
-No, raczej kierowałabym to pytanie do ciebie. Wtargnęłaś na tereny watahy... Niedobrze...
<Marry?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz