Chwyciłam go za lapę i zaczęłam ścierać maź liściem dębu. Nie pomagało, sierść znikła, a naga skóra zaczęła się ognić.
-Netir! Zrób coś!
Nie wiele myśląc, splunęłam mu na łapę i starłam nowym liściem.
-Blegh. Musiałaś?
-A miałeś lepszy pomysł?
Basior się nie odezwał. Zawiązałam mu na łapie kilka gałązek.
-Idziemy nad jezioro. Musimy to zmyć. A potem do szpitala.
<Ichi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz