-Ło! Co to za ptak?-zapytał mały wilczek, wskazując na Dektyt, która czyściła sobie pióra.
-To jest Dektyt, sokół wędrowny-odpowiedziałam. Sokolica, słysząc swoje imię, zwróciła na mnie swoje przenikliwe spojrzenie. Potem spojrzała na małego basiora. Skulił się lekko.
-Nie bój się jej, nie zrobi ci krzywdy-pogłaskałam ptaka po grzbiecie.
-A czemu masz takie dziwne coś na łapie?-spytała się mnie mała wilczyca.
-Widzisz te pazury?-podniosłam łapkę ptaka, aby zaprezentować długie, pięciocentymetrowe szpony- są bardzo ostre. Dektyt pomaga mi w polowaniu. Startuje zwykle z mojej łapy i gdybym tego nie miała, rozcięłaby mi niechcący skórę.
-Pokaż jak lata!-poprosiła czarna waderka. Gwizdnęłam cicho, a kiedy Dektyt rozłożyła lekko skrzydła, podrzuciłam ją w górę, puszczając jednocześnie sznurek przywiązany do łapki ptaka.
<Mer?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz