Nie mogłem spać. Postanowiłem się przejść do jeziora. Przy celu mojej
podróży zauważyłem waderę z czarnym kapturem. Podszedłem do niej.
- To teren WSK, musisz opuścić to miejsce.
- Nie, proszę! - rozpłakała się. - Muszę zerwać kwiat księżyca!
- Po co ci to?
- Dla uzdrowienia mojego dziecka... - płakała - Przyniósł byś mi to?
- No...Mogę...
- Dziękuję!
- Gdzie to znajdę?
- Gdzieś na tym te...terenie.
- OK. Poczekaj tu.
- Oczywiście.
Wadera położyła się przy wodzie a ja zacząłem poszukiwania. Najpierw
poszedłem nad wodospad. Zbadałem dokładnie wodę, okolicę oraz jaskinię.
Nic. Następny punkt to była Oaza Spokoju. Pobiegłem tam i znów
przeszukałem całe miejsce. Nic.
- Archer? - usłyszałem głos za sobą
Odwróciłem się i zauważyłem Anabeth.
- Hej, co ty tu robisz?
- Nic, poszłam się przejść, a ty?
- Szukam księżycowego kwiatu.
- Po co?
- Nieważne.
- OK... Ja już...pójdę...
- Pa!
Teraz zbadałem bagna strachu i księżycowe lasy. Ku mojemu zdziwieniu w
lasach - nic. Teraz morze. Przeszukałem wzdłuż i wszerz - nic. Rwący
potok - nic. Wyspa Kryształowej Łapki - nic. Dopiero na cmentarzu
znalazłem poszukiwany kwiat. Zerwałem ich parę - na wszelki wypadek i
zaniosłem waderze.
- To nie ten. - odparła. - Tamten się świeci.
- Co?!
- To nie...
- Słyszałem.
Odbiegłem i znów zbadałem wszystkie miejsca. Kwiateczek był mały. Na
środku bagien strachu. Sporządziłem linę z gałęzi, trawy itp. Sprawdziłem
jej trwałość. Może być. Przywiązałem jeden koniec do drzewa a drugi
wziąłem w zęby. Pomodliłem się i wskoczyłem do bagna. Było grząsko i
zimno. Ledwo dopłynąłem do wysepki z kwiatem. Tam odetchnąłem. Zerwałem
kwiat i ruszyłem w drogę powrotną. Śmierdziałem okropnie. Zaniosłem
zdobycz wilczycy i modliłem się by to było to. Szczęście mnie spotkało.
- To ten?
- Tak! Wielkie dziękuje! Muszę lecieć do szczeniaka! - zniknęła a ja odetchnąłem.
Wykąpałem się w jeziorze i zmyłem cuchnącą breję. Czysty poszedłem spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz