-Dobranoc-odpowiedziałam. Patrzyłam
jeszcze długo na wejście, już po tym jak Soul wyszedł. Zadumałam
się. Tamta sąsiednia wataha była mała i niezorganizowana, alfą
został niedoswiadczony i młody basior. Dopuścili się napaści na
mnie, czyli tym samym na moją rodzinę. Nagle po prawej stronie
zrobiła się mała kałuża krwi. Westchnęłam i wstałam. Na
dworze znalazłam liście pokrzywy leczniczej. Zerwałam trochę i
przyłożyłam do rany. Zapiekło, ale nawet tego nie poczułam. W
znaczeniu... Czułam, ale nie docierał do mnie ból. Zachodziłam w
głowę, co teraz robić. Jednak miałam powoy do dumy-zanim
przyszedł Soul, zdążyłam połamać basiorowi kości w ogonie i
nieźle pogryźć tamtą waderę. Znam dobrze taktyki wojenne i
łowieckie, przydają się. Zastanawiałm się nad wojną. Nie chcę
jednak rozlewu krwi moich wilków. Zobaczymy. Jeśli jeszcze raz
wepchną na tereny watahy swoje tyłki, dojdzie do przemocy. Trudno,
będą sami się prosić, a ja postaram się, aby moja rodzina nie
odniosła nawet zadrapania. Westchęłam. Nie mogłam spać tej nocy.
Dużo się wydarzyło, a sen nie pozwalał mi odpocząć. Zeskoczyłam
z posłania i udałam się nad Szmaragdowe Jezioro. Usiaddłam przy
brzegu, tak, że woda delikatnie podmywała moje łapy. Nagle
usłyszałam kroki, chwilę później poczułam na swoim barku dotyk
młodej wadery.
<Mer?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz