Szłam sobie po polanie gdy zauważyłam coś na niebie. Miało skrzydła i latało ale nie wyglądało na ptaka... Raczej na smoka! Po chwili to "coś" zleciało i z hukiem wylądowało na ziemii.
- O MÓJ BO-ŻE! - krzyknęłam.
Smok odwrócił łeb i spojrzał na mnie ogromnymi oczami.
- Cześć malutki.
Smok mruknął.
- Mogę cię pogłaskać?
Znowu mruknął. Chyba oznaczało to tak. Przysunęłam się do niego i wyciągnęłam łapę. Mruknięcie. Pogłaskałam go.
- Mrr...
- Aleś ty słodki!
- Dzięki.
- Co?!
- No, dzięki.
- Jezu! Ty mówisz?
- Jak słyszysz.
- Co jeszcze potrafisz?
- To. - zmienił się w wilka. - A tak poza tym to jestem Alex.
- Anabeth.
- Idziemy?
- Gdzie?
- Nie wiem.
- Ymm... Może jezioro?
- Może być.
Ruszyliśmy w stronę naszego celu. Nagle zza krzaków wyskoczyła Gabi i przyskrzyniła Alex'a do ziemi.
- Ktoś ty?! - warknęła.
- Alex, kłaniam się.
- Co tu robisz?
- A nic, nic. Przyleciałem sobie.
- Co?
- Jestem zmiennokształtnym. - i zmienił się w węża.
- Ah! - Gaba odskoczyła.
- Hihi. - zahihotałam.
- Ann!
- Oj Gabi, Gabi.
Alex zmienił się spowrotem i stanął obok mnie.
- To mogę zostać na dzisiaj?
- E, taak... - Gabrielle odbiegła.
- Alex, idziemy?
- Tak.
Poszliśmy nad jezioro i tam miło spędziliśmy miło czas. Pod wieczór Alex powiedział:
- Muszę lecieć.
- Dosłownie?
- Dosłownie.
- No to pa.
- Pa!
I odleciał.
- Ahhhhh. - westchnęłam.
THE END
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz