wtorek, 17 lutego 2015

Od Temple-towarzysz

Skradałam się w stronę pięknego, dużego jelenia. Przyczaiłam się, i skończyłam. [...] Wracałam sobie do jaskini. Gdy byłam na miejscu, weszłam do nory. W środku, Nathan przywitał mnie głośnym skrzekiem.
-Cześć mały. - Przywitałam się z ptakiem. Jego skrzydło było już w lepszym stanie. Ostatnio je nastawiłam, żeby dobrze rosło. Teraz już tylko czekać. Nathan zaczął chodzić nerwowo wokół mojego "stołu".
- Co się stało mały? - Zapytałam i zajrzałam pod skałę. Nic... Nie wiem co tam takiego ciekawego, ale orzeł nie chciał odejść. W końcu podniosłam kamień, a Nathan rzucił się do przodu, złapał coś, i wskoczył na skalną półkę, można powiedzieć że poleciał. Zajrzałam co ma w dziobie. Matko, to szynszyla!!!
-Nathan, fuj! Wypluj to natychmiast! - Wrzasnęłam na ptaka, choć tego nie chciałam. Wystraszony orzeł wypuścił gryzonia, i zszedł z półki. Szynszyla był cały w ślinie. Umyłam go, a właściwie... Ją, i położyłam w dobrze nasłonecznionym miejscu. Nazwę ją Nirvana!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz