-Dobre to-powiedziałam, mlaskając ze
smakiem-ej, nie zjedz wszystkiego. Zabierzemy kilka do spiżarki.
-Yyy...-jęknął Soul-muszę?
-Musisz!-zaśmiałam się. Trąciłam
go lekko. On dał mi buziaka, a potem zaczęliśmy ćwiartować to co
zostało z młodego daniela. Uzyskaliśmy kilkanaście małych
kawałków, które nawlekliśmy na trawki. Chwyciliśmy je w zęby i
ruszyliśmy do jaskini. Nie mogliśmy się odzywać, ale
próbowaliśmy, przez co wydawaliśmy dziwne dźwięki i robiliśmy
sobie kilku minutowe przerwy, aby minęły nam napady dzikiego
śmiechu. Soul był dla mnie nie tylko miłością-ale też
przyjacielem. Kiedy doszliśmy do siebie, zastaliśmy Mer wtuloną w
Borisa. Soul spiął się natychmiastowo i odniósł mięso do
spiżarki. Ruszyłam w jego ślady i zaczęłam wypakowywać swoje
graty, a przynajmniej te, na które nie znalazło się miejsca.
-To ja już... pójdę-powiedział
Boris i cmoknął w przelocie Mer. Wybiegł jak poparzony.
-Tato, Gabrielle!-zawyłam nagle
Mystery. W sąsiednim pokoju rozległ się huk i wypadł z niego
przerażony Soul, cały w mięsie (chyba przewrócił szafkę).
Dopadliśmy młodej wader, jak na komendę.
-Co się stało, kochanie?
-*Smark* Tato! On mnie jednak kocha!
Chyba...
-Chyba?-zdziwiłam się.
<Soul?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz