Zrobiliśmy obchód po terenach
watahy. Mystery była bardzo podekscytowana. Miło było widzieć
rodzinę razem. Ja swoją straciłam, oni mają przynajmniej siebie.
Przypomniałam sobie te czasy.
-Gabrielle?-głos młodej wadery wyrwał
mnie z zamyślenia.-Hym?
-A jaka jest twoja historia?
-Yyy...-zająknęłam się. Tego pytania się obawiałam. Dziś przypada rocznica śmierci moich rodziców i rodzeństwa.
-No?
-Niewesoła-powiedziałam wymijająco-więc jak, idziemy zobaczyć waszą jaskinię, nie?-szybko zmieniłam temat. Weszliśmy do groty kamiennej, a Soul poprosił o kilka minut prywatności. Wyszłam. Słońce zachodziło, a śnieg nadal padał. Poszłam nad Szmaragdowe Jezioro. Biały puch skrzypiał pod moimi łapami. Usiadłam przy jednym z wodospadów i zapatrzyłam się w gwiazdy. Tęskniłam, ale nie wstydziłam się tego. Przebiegłam myślami moją historię. Odgarnęłam futro z lewego uda. Cienka, podłużna, jak nić, blizna. Na prawdę nienawidzę ludzi. Z wyjątkiem Louisa. Uratował życie nie tylko Immortal Soul'owi...
Postanowiłam kopsnąć się do starego kumpla. Było to niedaleko, tylko trzy kilometry od terenów naszej watahy. Ruszyłam raźnym truchtem, z mojego pyska wylatywała para.
Po jakiś piętnastu minutach drogi wybiegłam na skraj lasu. Pomyślałam, że Mystery i Soul mogą zacząć się martwić, jeśli nie będzie mnie dłużej i zawyłam im parę słów wyjaśnienia. Nie zauważyłam, że zatrzymał się przy mnie samochód. Przednia szyba odchyliła się i rozbłysło jasne światło. Zamrugałam, spłoszona. Usłyszałam głosy z pojazdu;
-Stefan, patrz, dziki wilk.
-Widzę, bądź cicho zrobię jeszcze jedno zdjęcie.
Lampa błysnęła znów, ale ja zdążyłam odskoczyć w bok. Z terenówki dobiegł cichy jęk. Poczekałam z jakieś trzy minuty, potem samochód z głośnym pomrukiem odjechał. Wychyliłam głowę z mojej kryjówki. Tylna rejestracja zginęła w mroku. Nieśmiało wyszłam i skręciłam w przeciwną stronę. Szłam głównymi ulicami, rozglądając się dookoła. Nagle uderzyłam łbem o coś twardego. Spojrzałam w górę. Nade mną widniał twarz jakiejś ,,laluni". Na szyi miała futro jakiegoś lisa. Warknęłam głucho. Kobieta zaczęła się drzeć; WILK, O BOŻE, ZARAZ MNIE ZAGRYZIE, WRZASK~!. Z pobliskich domów wybiegli ludzie, niektórzy trzymając w rękach telefony komórkowe. Podkurczyłam nogi pod siebie i zadem trąciłam nogi jakiegoś mężczyzny. Otoczyli mnie. Bez walki nie wydostanę się. Wyszczerzyłam kły i przyjęłam postawę obronną. Ogon postawiłam na sztorc. Szczeknęłam głucho. Brzmiało to bardziej jak ,,Wuff" niż ,,Hau". Cofnęli się o krok. Między nimi powstała mała szpara. Podjęłam ostateczną decyzję i skoczyłam w małą lukę. Tłum rozstąpił się z wrzaskiem. Poczułam ostry ból w żebrach. Jakiś kretyn kopnął mnie z całej siły. Zaskomlałam i upadłam na bok. Nagle przed moimi oczami wyrósł radiowóz z migającą lampką. Wysiedli z niego policjanci ze strzelbami. Jeden z nich ładował właśnie broń strzałkami usypiającymi. Próbowałam się podnieść, ale sparaliżował mnie ból. Idiota, połamał mi żebra. Leżałam tak i czekałam. Nieznacznie tylko podniosłam głowę. Nagle usłyszałam wycie; to śpiewał Soul. Odpowiedziałam mu, że jestem w kłopotach. Pomyślałam o moich wilkach, jak sobie beze mnie poradzą. Wstałam chwiejnie, jęcząc cicho. Spojrzałam na policję. Oczy maślane. Ten na przedzie opuścił nie znacznie strzelbę. Wykorzystałam to: chwyciłam zębami za lufę i szarpnęłam tak, że jego plecy osłaniały mnie przed następnym. Puściłam, ale natychmiast na niego naskoczyłam, pchając jednocześnie na tego drugiego. Kolega raczył strzelić i moja ,,ofiara" teraz leżała na nim głośno chrapiąc. Zerwałam się do biegu, mimo ogromnego bólu. Usłyszałam za sobą krzyki, ale nadal biegłam. Czułam, jakby sztylety wbijały mi się w bok. Obraz przed moimi oczami zaczął się zamazywać i falować. Pomachałam głową i zwolniłam do wolnego ,,pijanego" chodu. Chwiałam się i potykałam. Oddychałam ciężko, po długim i bardzo bolesnym biegu. Oceniłam, że sypnęłam sobie trzy żebra. Nagle, przede mną wyłonił się Soul i Mystery.
-Nic ci nie jest?
-Uhm... chciałam odwiedzić Louisa. Ludzie mnie napadli-nie osądzajcie mnie. Jestem odpowiedzialna. Nigdy nie spotkałam innych ludzi niż dobry, stary Louis i ci porywacze. Nie mam pojęcia o świecie ludzi.
<Soul, Mystery?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz