Taa...moje życie to był śmietnik...dowód? Proszę bardzo, moja historia:
Rodzice któregoś dnia wyszli i już nie wrócili...słyszałam od ptaków, że
zaliczyli zgonna...więc zostałam sama. 3 miechy się sama wychowywałam
kiedy napotkałam "sympatyczną" waderę z Banf (Nazwa watahy) Ona i jej
paczka przyjęli mnie. Katrina od razu uznała że mam potencjał i trafiłam
do Akademii Banf. Nie będę opowiadać szczegółów...w końcu miałam tą całą
Katrine po dziurki w nosie i odeszłam. Napotkałam grupkę "rebeliantów"
starających się powstrzymać Banf przed opanowaniem lasów. Dołączyłam do
nich. Na jednej z misji dołączył do nas jakiś młody sierota - Ezra.
Polubiłam nawet tego młodego...no ale on mnie chyba ZBYT polubił...może
nawet się we mnie zabujał? Eee tam...no nic! Na naszej ostatniej misji,
rozdzieliliśmy się na parę minut, ja poszłam z Kananem - przywódcą
naszej "rebelianckiej bandy". No i wtedy zawaliłam sprawę...
- Kanan a jeśli można zapytać - kto nam organizuje te misje?
- Pytać zawsze wolno. Nie mogę powiedzieć to ściśle tajne. Im mniej wiesz tym mniej powiesz jak cię złapią.
- Masz mnie za paplę?!
- Nie no skąd! Ale może nie zadawaj tylu pytań co?
- Na szkoleniu w Akademii Banf pytania też nie były mile widziane, a ja
nie lubię nie wiedzieć. Uznałam że to nie dla mnie, więc dołączyłam do
was.
- I bardzo się z tego cieszymy.
- Właśnie widzę...
No i po prostu uciekłam. Ale w końcu zdałam sobie sprawę że zrobiłam
wielki błąd. Ale za późno - zgubiłam ich. Szlajałam się tak bez sensu i
nagle trafiłam tutaj.
Dobra nie będę już strzępić języka na opowiadaniu mojego beznadziejnego
życia...wracając do teraźniejszości - gdy tylko dołączyłam tutaj,
nudziło mi się więc poszłam na plaże i podziwiałam zachód słońca. Wtedy
na moim ramieniu poczułam czyjąś łapę.
- Ładne, co nie? - Słyszałam szept jakiegoś basiora. Odskoczyłam trochę i spojrzałam na niego.
- Ta ładnie...ale nie strasz...
- Dobra...jestem Boris.
- Sabine...
Nie chciało mi się toczyć pustych rozmów więc odeszłam.
<Boris?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz