Tiaaaa...jak zwykle nic mi się w życiu nie układa - Boris kocha Mer...nie że jest mi smutno (chociaż jest) ale to było do przewidzenia...nikt nie jest w stanie mnie pokochać...Siedziałam w najgłębszym zakamarku mojej "areny" i rzucałam TnT.
- Oczywiste to było że ten związek nie miał przyszłości...nikt nigdy mnie nie pokocha...
I wtedy usłyszałam znajomy głos:
- Ja cię kocham taką jaką jesteś.
Obróciłam głowę.
- E...E...E...E...Ezra?!
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem...On serio tam stał....
- Młody CO TY TU DO JASNEJ CIASNEJ ROBISZ?!
- Szukałem cię wszędzie...
- Weź, spadaj...jesteś na terenie mojej watahy...
- Wróć do nas Sabine proszę...
- A co, stęskniłeś się?
- Bardzo...ty chyba też nie?
- No tak...tylko za dużo sobie nie wyobrażaj. A teraz wypad z baru.
- No dobra...
Uciekł. Poszłam na spacer po lesie. Usiadłam na stromym klifie z którego widać było Morze Bursztynu. Wtedy coś za sobą usłyszałam. Obróciłam głowę i zobaczyłam...
- Nie no nie wierzę...Katrina?! CO TY TU ROBISZ?!
- Dla ciebie Pani Minister Katrina!
- Ta, ta, bla bla bla...powiedz w Banf że nie wracam, a teraz WON!
Ale wtedy poczułam ból na karku i spływająca po mojej łapie krew. Nad sobą widziałam Katrine z zakrwawioną łapą.
- Żegnaj smarkulo.
Stoczyłam się z klifu. Wylądowałam na brzegu Morza. Woda robiła się powoli czerwona od mojej krwi...wtedy na klifie zobaczyłam Ezrę. Zbiegł do mnie na dół.
- Sabine! Nie odchodź błagam! Nie zostawiaj mnie!
Na moje futro spadła srebrna łza. Wtulił się w moje futro.
- Nie zostawiaj mnie...
Otuliłam go łapą. Powoli zamykałam oczy...przestawałam już oddychać. Jakimś cudem zmieniłam się w człowieka, Ezra też. Przytulił mnie.
- Młody...zawsze będę przy tobie...
Przełamałam się i go pocałowałam. Wtedy znowu zmieniliśmy się w wilki...zamknęłam oczy...odeszłam z tego świata...
<Jakiś ktosieł dokończy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz