-Tak-szepnął. Podszedł do niej kilka
kroków, ale został potrącony przez Soul'a, który rzucił się,
aby odciągnąć Mer od krawędzi urwiska. Po chwili trzymał ją
mocno i dusił w niedźwiedzim uścisku. Ja też podbiegłam i
dołączyłam do zbiorowej kupki. Mystery na przemian płakała i się
śmiała, Soul dziękował Niebiosom, a ja... ja robiłam to samo.
-Na Księżyc, Mer, myśmy się tak
strasznie martwili-szeptałam
-Nigdy więcej tego nie rób-powiedział
Soul z udawaną groźbą, ale zaraz potem się roześmiał. W końcu
odlepiliśmy się od ,,dziecka wojny". Istotnie, tak wyglądała;
brudna i wychudzona.
-Chodź-objęłam ją i lekko
popchnęłam w stronę terenów. Mystery powoli ruszyła. Zataczała
się to na mnie, to na Soul'a. Gdy dotarliśmy do domu, rozpaliłam
ogień i czym prędzej ułożyliśmy przy nim młodą waderę. Nagle
zauważyłam Borisa, stojącego w wejściu. Mer chyba też, bo
zaczęła cicho szlochać.
-Boris, mógłbyś nas na chwilę
zostawić?-zapytałam. Basior tylko kiwnął głową i oddalił się
w pośpiechu. Dałam Mystery miskę gulaszu z jelenia. Była głodna,
o mało nie zjadła kamiennego naczynia. Zjadła dokładkę, potem
kolejną i kolejną. Za czwartym razem odmówiłam, po zupa się
skończyła. Wyglądała już nieco lepiej. Soul usiadł przy niej, a
ja po drugiej stronie.
-Mer-zaczął poważnie-co ci strzeliło
do głowy, aby w ten sposób rozwiązać ten problem?
-Nie wiem. Tak... tak jakoś-szepnęła,
nie patrząc na żadne z nas. Zaczęła grzebać patykiem w żarze.
-Nie można tak załatwiać problemów.
To jak nieleczenie groźnej choroby. Mimo, że poczekasz, to i tak
nie zniknie, tylko jeszcze bardziej się pogorszy-wyjaśniłam.
<Soul? Pamiętaj, że Mer idzie
później do Borisa>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz