niedziela, 19 lipca 2015

Od Netir, cd. Wenox

Poczułam ból w uchu. Machinalnie pogłaskałam Dektyt, która domagała się uwagi.
W jaskini czekała mnie miła niespodzianka-okryte kocem jaja pękły, ruszając się coraz mocniej.
Wetknęłam łeb przez małe drzwi, odgarniając skórę. Moja sokolica krzątała się przy jajach, próbując pomóc pisklakom wydostać się na świat. Kiedy opadły pierwsze skorupki, z resztek jaj zaczęło gramolić się coś mokrego, oślizgłego i szarawego. W końcu rozpoznałam w niech małego ptaszka. Był okropny. Ale Dektyt najwyraźniej niewiele to przeszkadzało. Zaczęła skakać wokół maleństwa, a reszta jaj powoli pękała. W końcu wykluły się cztery malutkie ptaszki. Z radością stwierdziłam, że to dwie samiczki i dwa samce.
Wyciągnęłam głowę z drewnianego domku, który służył sokolicy za kryjówkę i przeszłam przez ogromną klatkę. Wyszłam i zaciągnęłam rygiel. Westchnęłam i uśmiechnęłam się sama do siebie. Zaraz potem do głowy przyszło mi kilka problemów, które trzeba będzie rozwiązać; nawet jeśli bym starała się nie wiadomo jak, ta klatka będzie o wiele za mała dla piątki sokołów. Nie dam rady zapewnić im tyle ruchu, żeby wszystkie były zdrowe.
Weszłam do głównej komory jaskini, siadając przy dużym, płaskim kamieniu. Wzięłam pergamin oraz pióro, które zamoczyłam w zagęszczonym soku z porzeczek. Zaczęłam przeliczać potrzebne rozmiary klatki. Obecna jej wielkość wystarczała dla dwóch, maksymalnie trzech sokołów. Trzeba będzie powiększyć ją dwukrotnie, dodając trochę miejsca dla terytorialnych samców. A kiedy dorosną trzeba je będzie oddzielić od samic...
Ułożyłam głowę na łapach, masując sobie okolice oczu. Jakie będzie rozwiązanie? Nie mogę trzymać ich wszystkich, bo nie będę w stanie zapewnić im warunków. Odpada też wypuszczenie ich na wolność przed ukończeniem trzech lat, bo nie będą dorosłe.
Westchnęłam. Jedyne możliwe rozwiązanie to oddanie lub sprzedanie ich innym wilkom z watahy...
Zapisałam kilka notatek na pergaminie. Miałam zamiar powiększyć półtora krotnie klatkę i wybudować zewnętrzną wolierę, nieco większą niż aktualna klatka. Tylko jak ja to, do cholery, sama wybuduję?
Westchnęłam znowu. Trzeba zająć się czymś innym, przyjemniejszym-wymyślaniem imion dla maluchów... Dwie samiczki i dwa samce... Hymm...
Zapisałam kilkanaście imion, przeczytałam listę parę razy i wykreśliłam kilka propozycji. Pod koniec zostały tylko- Lyra, Namarii, Tache i Har. Znów zajrzałam do maluchów. Teraz były suche i puszyste.

<Wenox?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz