sobota, 21 marca 2015

Od Gabrielle

Odpoczywałam sobie spokojnie, skończyłam prowadzić lekcje. Przynajmniej na dziś. Szczeniaki miały jeszcze kilka godzina zajęć. Zaczęłam się lubieżnie tarzać w trawie, mocno wcierając ją w grzbiet. Jak szczenię. Ale czasem warto nim być, prawda?
Bawiłam się tak jeszcze kilka minut, aż w końcu zadyszałam się i wstałam. Poszłam nad Jezioro Szmaragdów. Moczyłam łapę w wodzie, zanurzając jedynie pazury. Ile jeszcze to potrwa? Jak długo będę Ja, a po jakim czasie Maluchy? A przynajmniej jedno z nich. Jak długo będzie Soul? I Mer?
Nagle zrobiło mi się ciężko na sercu. Ile mi jeszcze zostało? Nigdy o tym nie myślałam, ale... czasem przychodzi taki czas, kiedy trzeba. Trzeba popłakać. Powspominać. Tylko wtedy można dalej żyć.
Przebiegłam moją historię od początku do końca. Moje dzieciństwo, jako najniższa. Wieczne popychadło i worek do bicia. Ale... gdy byłam mała, myślałam, że tak musi być. Ja zawsze będę tą najniższą. Ale pamiętam również moją wiarę w to, że chociaż nasza ,,rodzina" nas zawiodła, my będziemy razem-mama, tata, moja siostra i brat. Ale...
Na ,,tron" wstąpił nowy Alfa. Potomstwo poprzedniej pary. Byliśmy jeszcze gorzej traktowani-jak coś, co należy tępić. Mieliśmy wtedy około roku. Moich rodziców powoli doganiała jesień życia. Byliśmy słabi i chudzi. Razem z Tamarą i Rickiem zaciągaliśmy się do pracy, a nie byliśmy nawet dorośli. Robiłam wszystko-polowałam, służyłam u Alf... raz nawet zostałam czymś, na czym osobniki w moim wieku trenowały polowanie. Jednak... na niewiele to się zdało...
Najpierw umarł On, potem Ona. Zostaliśmy sami... I nie byliśmy w stanie na siebie zarobić. Po kilku dniach zostałam sama. Zupełnie. Dziecięce marzenia o rodzinie... Znikły. Chciałam coś zrobić... Zamordowałam pupila alfy. I zostałam za to wygnana. Dali mi juki i trochę jedzenia na odchodne. Oraz przywilej pogrzebania własnej rodziny. Po tym ruszyłam w szeroki świat. Nieraz zakradałam się na tereny ovbcych watah i je okradałam. Potem grzebałam w koszach...
Nagle podskoczyłam. Poczułam czyjąś łapę na ramieniu.
-Alfo... czy wszystko dobrze?-usłyszałam nieznajomy głos.
-Yyy... tak, oczywiście. Zadumałam się nieco. Wybacz, ale nie mogę sobie przypomnieć Twego imienia...
-Jestem...
<Ktoś, z kim nie pisałam?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz