Gwizdnęłam przeciągle.
-Co robisz?
Nie odpowiedziałam, tylko patrzyłam mu w oczy. Nagle rozległ się długi, przeciągły wrzask
-Zobaczymy, czy zrozumiała nauki-szepnęłam. Basior stał zdziwiony, gdy nagle brązowa strzała przemknęła nad jego grzbietem. Zgjął się z bólu, gdy nagle owy posick spoczął mu ma karku, chwytając szponami skórę. Kurama padł jak długi na ziemię
-Co jest?! Nie mogę się ruszyć!
-Dobra robota, Dektyt-pogłaskałam sokoła po łebku- jesteś sparaliżowany. Wiele czasu zajęło mi wskazanie jej miejsca na karku, w które powinna uderzyć. Ale się opłaciło, bo jest to nerw główny. Nie możesz się ruszać. Tylko oddychać, mówić i mrugać. Jeśli jej rozkażę, pozbawi cię również i tych przywilejów. Abteraz wybacz-powiedziałam. Odeszłam kawałek, nadal patrząc na basiora i zawyłam. Długo i przeciągle.
Cisza.
A po chwili odpowiedź.
<Kurama? Nie możesz się ruszyć, pamiętasz? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz